Steve Jobs bardzo często wspominał o tym, że najłatwiej jest osiągnąć sukces, zajmując się tym, co naprawdę kochamy.
Myślę, że każdy z nas podświadomie zgadza się z tym stwierdzeniem, myślę też jednak, że może być dla was zaskakujące, co tak naprawdę kryje się za tymi słowami. Pewnego razu poproszony o rozwinięcie myśli Jobs stwierdził, że ostatecznie wszystko sprowadza się do wytrwałości.
Yoshinori Yamaguchi, ma czoło zroszone potem i lekko dyszy. Przez ostatnie kilka minut rozwieszał pranie, co mogłoby się wydawać prostym zajęciem chyba, że nosisz siedmio i pół kilogramową kamizelkę przypiętą do brzucha. To samo dotyczy wchodzenia po schodach, wsiadania do niskiego samochodu czy zakładania skarpetek. Na pierwszy rzut oka wydaje się to komiczne, ale okazuje się, że była to bardzo udana akcja społeczna.
Lekarz zdejmuje okulary, pociera zmęczone oczy i zaczyna zadawać pytania. Gdzie boli? Jak długo? Od czego się zaczęło? Formułuje hipotezę i zleca badania, by ją zweryfikować. Na koniec wypisuje receptę i podaje leki, ale to w zasadzie też jest weryfikowaniem hipotezy.
Na tym właśnie polega jego praca – na szukaniu rozwiązań. Nie ma innej drogi.
Proces kreatywny jest powolny. Przy okazji potrafi być bardzo frustrujący.
Piszemy, słowa się nie kleją, bohaterowie są nijacy, a wątki się nie splatają. Z drugiej strony, czytając słynne książki, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ich autorzy napisali je na jednym wdechu – tak bardzo są płynne i wciągające.
To, co zawsze najbardziej mnie zaskakuje, to jak te same potrzeby lub te same problemy potrafią być rozwiązywane całkowicie inaczej w różnych częściach świata.
Z jednej strony jest to inspirujące, a z drugiej “pozostawia” z pewną pokorą. Najwyraźniej to, jak my coś robimy, nie jest jedynym rozwiązaniem, ale zaledwie pewną umową pomiędzy nami, a naszymi otoczeniem – co do tego, jak będziemy się zachowywać.
Pod koniec XVIII wieku mówiło się, że jeżeli przyrost zaprzęgów i bryczek w Nowym Jorku nie zmieni się, to już wkrótce miasto utopi się w końskich odchodach.
Historia potoczyła się jednak inaczej i teraz Nowym Jork, jak z resztą większość dużych miast od Tokio, przez Bombaj i Teheran, na Los Angeles kończąc, tonie w morzu spalin.
Gdy zaczynasz uczyć się żonglowania, bardzo szybko zdajesz sobie sprawę, że od tego, jak łapiesz piłeczki, dużo ważniejsze jest to, jak je podrzucasz. Na początku wydaje się to nieintuicyjne, ale złapanie dobrze wyrzuconej piłki to tylko „formalność”, można to robić z zamkniętymi oczyma.